Wczoraj miałam wieczór z piórem. I nie, nie piszę książki, ale piszę sama z sobą. To trochę jak konwersacja z własnymi myślami. Zadziwiające jest to, że to pióro prowadziło się niemal samo. Journaling to praktyka, którą chciałabym utrzymać w 2024 – taki challenge. Bo coraz mniej piszemy. A już tak tradycyjnie, prawie w ogóle. W trakcie tej sesji z samą sobą zadałam sobie pytanie: Kiedy i dzięki czemu nastąpił moment zwrotny na mojej biznesowej drodze? Od kiedy 80% uczuć i myśli związanych z prowadzeniem firmy zaczęło być pozytywnych. Kiedy ilość problemów została „przytłoczona” dobrymi rzeczami?
Oczywiście jest kilkanaście składowych tej odpowiedzi. Ale jest JEDEN wspólny mianownik dla nich. Gdybym została dziś zapytana o podanie złotej rady w tej kwestii, to była by jedna nadrzędna: “When strategy meets soul, everything else falls in line.” Tak, gdyby mi ktoś tak powiedział 5-6 lat temu, to bym parsknęła śmiechem , a potem miała długą konsternację. “Że co? Co ma dusza do biznesu? Zrobi za mnie przelewy do Zusu i US, czy zatrudni ludzi, albo zadowoli niezadowolonych klientów?” Nie! Ale jak zaczniesz prowadzić biznes w zgodzie ze sobą, mało tego, zaopiekujesz się sobą w pierwszej kolejności, a dopiero potem wszystkim co konieczne, to zmieniają się całkowicie zasady gry. Na prawdę współczuję tej Karolinie sprzed kilku lat. Tyrającej jak spocona mysz. Wiecznie utrapionej i bogatej w myśli pełne obaw, stresu i filmów o fatalnych scenariuszach. Jak bardzo człowiek potrafi samobiczować się w myślach, to nie ma skali pomiaru, która by to mogła zmierzyć. Jestem w szoku, jak totalnie wszystko zmieniło się, jak zaczęłam działać w zgodzie ze sobą. Jak przestałam żyć na bazie przeszłych negatywnych doświadczeń i porzuciłam wyobrażanie sobie przyszłych negatywnych konsekwencji. Jak skupiłam się laserowo na tu i teraz, z dobrymi celami, i to nie bardzo długo terminowymi. Jak zaczęłam żyć zgodnie ze swoim Human Design, jak zrozumiałam, co to w ogóle jest. Czy to sprawiło, że świat się zmienił? Nie! To sprawiło, że ja zmieniłam swój sposób „dealowania” z nim. To jak przecięcie zagmatwanego węzła gordyjskiego. Jedno cięcie i wszystko zaczęło się prostować, być na miejscu, być takie, jak zawsze chciałam. Mówię tu o każdym elemencie naszego życia, o każdej roli, w której na codzień funkcjonujemy. Styczeń to dla mnie taki miesiąc katharsis. Jakby nowa tablica do zapisania, kolejny rok, w którym jestem mądrzejsza niż byłam w poprzednim. Dlatego czerp ile się da z upływającego czasu, a nie zamartwiaj się, że on ucieka. Jeżeli masz takie odczucia, to prawdopodobnie nie żyjesz w pełni. Dlaczego w ogóle o tym piszę? Gdybym miała być zapamiętana z jednej rzeczy w życiu, to chciałabym, aby każda kobieta znała tę formułę. Aby mogła jej doświadczyć, być częścią społeczności, która żyje według tej zasady. “When the strategy meets soul, everything else falls in line.” Dopiero wtedy zaczynają dziać się takie rzeczy, że żadna z nas z osobna i razem nie mogłaby sobie ich wyobrazić. Zaufaj sobie, znajdź czas, aby pogadać/popisać/pokontemplować. Rób to, co podpowiada Ci intuicja, nie pacyfikuj jej. Zrezygnuj z doradztwa strachu na stałe. Połącz się z osobami o podobnym mindsetcie. Nie bądź sama ze wszystkim. Nie wal kolejnych cegieł do i tak już ciężkiego plecaka. A zobaczysz, co to znaczy doświadczać prawdziwej radości i być świadkiem wydarzeń, których oglądanie wymaga przetarcia oczu, a te wydarzenia to nie czyjaś, a Twoja rzeczywistość.
Piszę to ja, Karolina Bezrąk, która doświadcza kolejnego cudu, który nawet jej się nie śnił. Nie byłoby na niego miejsca, gdyby nie porzucenie trybu spoconej myszy „robić, robić, robić” i przyzwolenia sobie na tryb być. Nie jest istotne aż tak, co ciągle robisz, tylko KIM jesteś, jak to robisz. Spójrz na siebie z bocznej perspektywy i pomyśl, co byś sobie poradziła, powiedziała, gdybyś była swoją najlepszą przyjaciółką. Dosłownie wyjdź z siebie i stań obok. To nasza ludzka natura że radzenie komuś jest łatwiejsze niż sobie. Zrób sobie takie ćwiczenie. Zadaj pytania i usłysz odpowiedzi, gwarantuję że będziesz zaskoczona.
Namaste, Bezrąk
P.S. Taka przestrzeń z moich marzeń zaczyna się materializować – stay tuned.